Jakiś czas temu internet obiegła informacja, że Ministerstwo Edukacji przygotowuje się do umożliwienie powrotu do szkół dla wszystkich uczniów w drugiej połowie kwietnie. W czasie, w którym grozi nam rekordowa ilość zarażeń na dzień, a w poszczególnych województwach wprowadzana jest nauczanie hybrydowe w najmłodszych klasach, raczej nie jest to najpewniejszy scenariusz, który będzie czekał na nas po świętach.
Czy to już czas wrócić do szkoły?
Ponad rok temu przeszliśmy na nauczanie zdalne. Na początku miały to być dwa tygodnie, potem miesiąc, a ostatecznie już nie wróciliśmy. Dla wielu młodych ludzi były to trzy zupełnie zmarnowane miesiące. Po powrocie do szkoły wielu nauczycieli zaczęło omawiać materiał w momencie, w którym go przerwali, z nadzieją, że uda się ze wszystkim wyrobić. W połowie października zamknięto szkoły znowu, bo tygodniu nieskutecznego nauczania hybrydowego, które pokazało nam, jak bardzo nie jesteśmy gotowi na odejście od tradycyjnej formy nauki. Więc po roku lekcji z domu każdy z nas odczuwa wyraźnie, że nasza wiedza znacznie kuleje, a my nie dajemy sobie rady sami.
Czy powrót do szkoły ma jakiś sens?
Powrót do szkoły w połowie kwietnia to nie jest plan, który brzmi realnie, a do tego wcale nie logiczne. W końcu wraz z końcem tego miesiąca naukę kończą maturzyści, a na dwa tygodnie przez swoją maturą raczej nie dadzą już rady nauczyć się tego wszystkiego, co i tak musieli omawiać na własną rękę. Do tego ten termin nie wydaje się wcale odległy, a patrząc na liczbę zachorowań, która cały czas się zwiększa, raczej nie osiągniemy bezpiecznego ich poziomu do tego czasu. Poza tym powrót do szkoły wszystkich dzieci, a więc i zapełnienie zupełnie całych placówek to kolejne potencjalne ryzyko i środowisko, w którym wirus będzie szybko się roznosił.
Kto skorzysta na powrocie do szkół?
Trzeba przyznać, że nauczyciele, uczniowie i rodzice są już wystarczająco zmęczeni wszystkimi komplikacjami, jakie niesie za sobą nauczanie zdalne. Dla większości z nich wiadomość o powrocie do szkół będzie szansą na odetchnięcie z ulgą. W tym samym czasie jednak nie wiemy, czy będzie to rozwiązanie bezpieczne i czy nie zaszkodzi im wszystkim bardziej, niż może pomóc. W końcu szkoła ma duże szanse na stanie się ogniskiem zarażeń, zwłaszcza jeśli jest ona duża i znajduje się w sporym mieście. Z jednego zakażenia szybko może zrobić się sto, a ze stu możemy mieć kolejną falę albo znaczne zwiększenie siły tej, którą obecnie przechodzimy.
Dlaczego właśnie połowa kwietnia?
To czas, który wypada po świętach Wielkanocnych, które na pewno będą musiały odbyć się w reżimie sanitarnym i w małych grupach osób. Niewykluczone więc, że Ministerstwo Edukacji, a nawet cały rząd zdaje sobie sprawę, że po takim okresie ludzie mogą mieć już zwyczajnie dość i znacznie chętniej łamać obostrzenia czy głośno domagać się otwarcia na nowo gospodarki, która dalej w znaczniej mierze pozostaje zamrożona. Pojawia się jednak ponownie pytanie, czy będzie to bezpieczne. W końcu dziś cała służba zdrowia ma być zmobilizowana do ratowania pacjentów chorych na koronawirusa, a więc sytuacja nie może być tak dobra, jak staramy się być zapewniani.